Strasznie nie wiem od czego zacząć, a to pewnie dlatego, że zostaliśmy dzisiaj zasypani toną (bardzo przydatnych) informacji, a co za tym idzie uświadomieni o miliardzie rzeczy do zrobienia.
< godzinę później >
Właśnie jedną zrobiłam, mogę spokojnie zająć się pisaniem :))
Na semestr letni 2014 w JTH (Jönköpings Tekniska Högskola - Jönköpings Engineering School) przybyło 44 zagranicznych studentów. Ludzie z całego świata: Meksyk, USA, Włochy, Niemcy, gdzieś z Azji i pewnie jeszcze kilka innych, których nie wyłapałam.
Na wstępie zostaliśmy bardzo ciepło przywitani i poczęstowani drobną przekąską. Pierwsza rzecz, na jaką zwróciłam uwagę, to mniej formalna i generalnie bardziej swobodna komunikacja, niż zazwyczaj ma to miejsce w PL, na zasadzie partnerstwa, a nie hierarchii. Poza tym, entuzjazm i zaangażowanie, aż miło się słuchało :) Wiadomo, nie był to wykład, a spotkanie informacyjne z osobami z International Office, które zawodowo zajmują się zagubionymi studentami z wymiany. Nie mniej, właściwi ludzie na właściwym miejscu. Na pewno mając jakiś problem, nie będę miała oporów iść i pytać, nawet o banały.
Z praktycznych rzeczy dowiedzieliśmy się, jak się zarejestrować w systemie uczelni, żeby dostać legitymację i konto mailowe, jaki i KIEDY zapisywać się na egzaminy (zapisujemy się przez system, deadline to 10 dni przed egzaminem i nie ma zmiłuj, jak się nie zapiszesz to sesja poprawkowa czeka) oraz, że w Szwecji można na jedną noc rozbić namiot na czyjejś posesji, o ile nie będzie to pod samymi drzwiami.
Po pierwszej oficjalnej części, wkroczyli studenci - FATHERS z HI LIFE (jeśli dobrze pamiętam) student board. A wkroczyli tanecznym krokiem, ubrani we fioletowe koszulki i żółte kombinezony. Z tymi kombinezonami jest tak, że każda szkoła (wydział) ma swój kolor, JTH zgarnęło żółty, biznes (JIBS) ma zielone albo czerwone itd.. Tradycją jest, że studenci danej szkoły zaopatrują się w kombinezon. Jest to kolejne 300 SEK w plecy, ale wydaje mi się fajną pamiątką. Check out: yellow overalls. Zwłaszcza, że z każdego eventu, wycieczki itp podobno dostępne są patche, badge, podpisy.. wiadomo :)
Wracając, studenci zapoznali nas ze swoją działalnością i różnymi organizacjami, zaprosili, jeśli mielibyśmy jakiś problem lub chcieli pogadać. Potem zabrali nas na wycieczkę po kampusie, pokazali gdzie co jest, np. najtańsza kawa w okolicy (kawa jest bardzo istotnym elementem kultury szwedzkiej) i "KUCHNIA" - AWESOME! Kuchnia, czyli kilka lodówek i mikrofali, gdzie można sobie spokojnie przechować i później odgrzać przyniesiony przez siebie obiad.
Zostając w temacie jedzenia, po zwiedzaniu kampusu zostaliśmy nakarmieni! Każdy mógł sobie wybrać sałatkę wegetariańską/z krewetkami/z kurczakiem/wersję bezglutenową, do tego chlebek, soft drink i sosy. Wiedzą jak zdobyć serca studentów, zwłaszcza z Polski : D
Zostając w temacie jedzenia, po zwiedzaniu kampusu zostaliśmy nakarmieni! Każdy mógł sobie wybrać sałatkę wegetariańską/z krewetkami/z kurczakiem/wersję bezglutenową, do tego chlebek, soft drink i sosy. Wiedzą jak zdobyć serca studentów, zwłaszcza z Polski : D
Kolejnym punktem programu był szybki socializing, czyli uczymy się imion ludzi z grupy. Standardowa gra, stajemy w kółku, ja mówię swoje imię i do tego jakiś ruch, sąsiad powtarza, mówi swoje imię i prezentuje swój ruch. Powstała całkiem śmieszna choreografia, dobrze na wstępie trochę zrobić z siebie debila :P
Na koniec przemieściliśmy się do innej części budynku na kolejne spotkanie informacyjne. Trochę o zakwaterowaniu, trochę o Student Union i prowadzonym przez nią klubem, wycieczkach itd.
Będzie co robić. Jedynym problemem jest niestety koszt wszystkich activities. Wypad do klubu, welcome dinner itp. to koszt 100 SEK (i więcej), trochę dużo. Wiadomo, że podczas tego semestru kasa to sprawa drugorzędna, a wybierając się do Szwecji każdy miał świadomość, że będzie trzeba dopłacić do interesu. Ale i tak na początku (a podejrzewam, że się to bardzo nie zmieni) ceny są ciężkie do zaakceptowania.
Odchodząc trochę od tematu, dzisiaj dowiedziałam się, że w Stanach mają coś takiego jak traditional POLISH coffe cake. Otóż jest to okrągły nieduży placek, dzielony na mniejsze kawałki i jedzony, jak nazwa wskazuje, do kawy. Szczerze mówiąc, byłam bardzo zaskoczona, gdy zostałam o to zapytana. Zdjęcia placków też nie wyglądały znajomo. Mamy coś takiego? Może mnie coś ominęło? Uświadomcie mnie proszę :D
PS
Obiecuję wkrótce zamieścić jakieś zdjęcia. Szczerze mówiąc zrobiłam ich trochę, idąc wczoraj pieszo na uczelnię (google maps nie kłamie, 1h spaceru), ale coś mnie pokusiło żeby zmienić jakość i są kiepskie. Szkoda, bo obok mojego blokowiska jest ładne osiedle domków jednorodzinnych, które są dość charakterystyczne. Nic tylko czeka mnie kolejna piesza wyprawa do centrum, albo, jak tak dalej pójdzie z pogodą, to wiosenny jogging : )
50zł za impreze?! masakra :D
OdpowiedzUsuńmasakra to mało powiedziane :D muszę oszczędnie gospodarować zapasami jedzenia, co wcale takie łatwe też nie jest :P
Usuńopcja z namiotem genialna. Mozna cala Szwecje zwiedzic codziennie rozbijajac sie na innej posesji. Awesome!
OdpowiedzUsuńTa kawa to taka prawda! Matko, w każdej książce z Millenium piją na moje oko co najmniej jedną filiżankę na dwie strony. Ale nie ma się co dziwić, potrzeba im tam energetycznych zastrzyków ;))
OdpowiedzUsuńkawa jest tansza niz u nas, wiec tez bede pic. duzo :)
UsuńSiostra, do cen przyzwyczaisz się po miesiącu. Zresztą, Szwecja przy Norwegii to prawdziwa promocja, w Norwegii 1 piwo w pubie kosztowało 70NOK (PLN/NOK ~= PLN/SEK) :) a całe wyjście - około 3 worków pieniędzy:)
OdpowiedzUsuńCo do kawy, piją dużo, ale kawy czy szaro-czarno-burego ścieku? Jak byłem w Norwegii, to był to całkiem nieśmieszny problem:P