Damn you weather.. Niestety nie doświadczyliśmy ekstremalnych mrozów. Właściwie nie doświadczyliśmy jakiegokolwiek mrozu, bo -4 na kole podbiegunowym to upały. Bywało chłodniej w nocy, gdy zrywał się wiatr. Nie przewiał on jednak tony chmur na niebie, czyli zorzy też nie widzieliśmy : (
Ale całą resztę z listy "a must-do in Kiruna" (chyba) możemy odhaczyć.
Do Kiruny pojechaliśmy pociągami. Z Jönköping wyruszyliśmy w środę o 13.04 i po 3 przesiadkach (w Nässjö, Sztokholmie i Boden) dotarliśmy na miejsce o 9.15 dnia następnego. Na dzień dobry czekała nas około 2 km przechadzka w poszukiwaniu miejsca, skąd mieliśmy być przetransportowani do naszych chatek gdzieś na zadupiu ;) Daleko nie było, ale taszczenie walizki po śniegu do lekkich i przyjemnych nie należy. Po drodze zobaczyliśmy kilka rzeźb ze śniegu i lodu. Później (już bez walizek) poszliśmy zwiedzać Kirunę. Zwiedzania dużo nie było, bo właściwie poza starym, drewnianym kościołem, to nic tam nie ma ;) Tak więc przez kilka godzin kręciliśmy się po miasteczku, zaopatrzyliśmy się w jedzenie (w tym mięso z łosia i renifera) i około 15, razem z innymi uczestnikami wyprawy zostaliśmy rozwiezieni do naszych noclegów.
Sztokholm C |
Kiruna |
Szukając kadru idealnego ;) |
Domki, w których mieszkaliśmy usytuowane były wokół jeziora Alttäjarvi (tak mi się wydaje), które jest dobrym punktem obserwacyjnym nocnego nieba (...). Nasza chatka zaopatrzona była w 2 łóżka piętrowe, dużą kanapę, aneks kuchenny, telewizor i rzutki. Prysznic, sauna i wychodek były na zewnątrz. Poza tym mogliśmy spróbować swoich sił w wędkarstwie podlodowym (tylko 1m lodu do przewiercenia) i narciarstwie przełajowym.
Pierwszą atrakcją zorganizowaną przez ośrodek był psi zaprzęg. Zostaliśmy zgarnięci z naszych domków i zawiezieni na miejsce, gdzie zaopatrzyli nas w (kolejną) warstwę ubrań : ).
Trzeba przyznać, że dbają o klientów. Co prawda, jak już wspominałam, my mrozu nie doświadczyliśmy i wydaje mi się, że (może nie licząc butów) moje spodnie snowboardowe i 3 warstwy ubrań pod kurtką by wystarczyły. Ale mogę się mylić. Tak czy inaczej, ubrali nas w odpowiedni kombinezon + rękawiczki + buty i ruszyliśmy w drogę. 3 osobowe sanie + maszer zaprzęgnięte były w 12 młodych huskych (huskich??). Celem wycieczki było coś w rodzaju teepee, gdzie siedząc wokół ogniska zostaliśmy poczęstowani pyszną zupą, grzanką z serem i kawą/herbatą. Dowiedzieliśmy się, że nasz maszer pochodzi z Francji i co sezon przyjeżdża do Laponii ze swoimi psami. Drugi zespół prowadzony był przez młodą dziewczynę z Kiruny, która po prostu została sobie takim maszerem - kierowcą psich zaprzęgów :)
Na pewno było to ciekawe doświadczenie, jednak liczyliśmy, że będziemy poruszać się nieco szybciej. Oczywiście w granicach rozsądku, uciągnięcie 4 osób musi być sporym wysiłkiem dla psów. Jak się później dowiedzieliśmy, psy husky najlepiej się czują w o wiele niższych temperaturach. Podczas naszej wyprawy było im po prostu za ciepło! Znowu ta pogoda..
Po psim zaprzęgu i powrocie do domu przyszedł czas na zwiedzanie zamarzniętego jeziora i cieszenie się śniegiem :))
Na teraz to wszystko, ciąg dalszy relacji z Kiruny i nie tylko nastąpi wkrótce : )
Po psim zaprzęgu i powrocie do domu przyszedł czas na zwiedzanie zamarzniętego jeziora i cieszenie się śniegiem :))
Coś na środku jeziora |
Na teraz to wszystko, ciąg dalszy relacji z Kiruny i nie tylko nastąpi wkrótce : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz