poniedziałek, 3 lutego 2014

Jag lär svenska

Chwila osobistej refleksji. Wydawało mi się, że mówiąc po polsku, nie będę miała większych problemów z wymową w języku szwedzkim. Ucząc się ojczystego, przyswoiliśmy sobie wszystkie trudne, syczące głoski jak ś, ć, dź, dż itd. Poza tym angielski, czy niemiecki były do ogarnięcia, z umlautami włącznie (a przynajmniej nie zwrócono mi do tej pory uwagi na niepoprawną wymowę). Na pierwszej lekcji przekonałam się jednak, że niekoniecznie będzie to takie proste. Dużym zaskoczeniem dla mnie było to, że wcale nie ö, ä, å są tymi najtrudniejszymi. NIE DO poprawnego WYMÓWIENIA na razie dla mnie jest szwedzkie "i" oraz "j". Tu odsyłam do google translate / YT, gdzie możecie się przekonać na własnej skórze, a właściwie języku, że nie jest to banalne:  
Znajdź 3 różnice między rita a ryta
a teraz je wypowiedz :))

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze akcent. "7" w wykonaniu google translate jest po Sztokholmsku, co uznawane jest, przynajmniej w Jönkoping, za nieco.. snobistyczne. Nie mniej jest łatwiejsze do wymówienia. Kolejnym problemem jest mieszanie wymowy niemieckiej. Cały czas nie mogę odzwyczaić się od wymawiania "s" jak "sz".
Jeśli chodzi o sposób prowadzenia zajęć, już chyba o tym wspominałam, że dużą częścią nauki jest praca własna. W tym wypadku nie jest inaczej. Kurs jest bardzo intensywny, na drugiej lekcji polecono nam czytanie (łatwych, ale ciągle) gazet. Prowadząca czasami zapomina, że grupa nie miała styczności ze szwedzkim i zdarza jej się nie tłumaczyć wielu słów/zdań, które do nas wypowiada i oczekuje odpowiedzi. Ale w sumie może to wyjść na dobre, w końcu mamy okazję raz słuchać, dwa wysilić się i próbować użyć języka.
Nie mniej, teraz w 100% rozumiem jakie trudności może sprawić polskie "cześć" :)

Słów kilka o pogodzie, bo to temat ważny. Był śliczny śnieg przez całe 2 dni, teraz właściwie jakby miała się zacząć wiosna. A jeszcze nie może! Za tydzień jadę do Kiruny polować na zorzę, przejechać się psim zaprzęgiem, zwiedzić Ice Hotel i mam nadzieję doświadczyć wszystkiego, co powinnam na kole podbiegunowym. Jeśli ktoś może mi załatwić w Kirunie bezchmurne niebo od 13 do 15 lutego, to ślicznie proszę, błagam!

Wracając do osobistych refleksji, jest jeden element życia codziennego, który niewątpliwie wskazuje na Szwecję, jako moje obecne miejsce zamieszkania i tym razem nie są to ceny :P a mianowicie spożycie kawy. Nie tylko przeze mnie, choć po miesiącu kończę drugie 250g opakowanie mielonej. Każda przerwa w zajęciach, bez względu czy jest to godzina 10, czy 20, jest przerwą na kawę. A wychodząc dzisiaj z wykładu zwróciłam uwagę na 2 kosze na śmieci - zapełnione kubeczkami z bufetu. Tak, Szwedzi kochają kawę, a będąc w Szwecji i kochając kawę przed wyjazdem, nie jest trudno znaleźć się na granicy przedawkowania :))

Hejdå !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz