czwartek, 10 kwietnia 2014

Studia, jak to się robi w Szwecji

Odkąd zaczęłam ostatni kwartał roku akademickiego myślę, żeby opisać trochę praktyczne różnice w akademickim świecie. Jeśli chodzi o naukę języka, to już wspominałam, że na kursie, na który uczęszczam tempo jest dość szybkie. Pierwsza część była całkiem normalna, myślę, że bardzo porównywalna do naszych zajęć/kursów językowych jeśli chodzi o prowadzenie zajęć. W sumie nic specjalnego. W drugim semestrze zajęcia mam z inną nauczycielką, zajęcia nazywają się wykładami i bywa, że siedzimy na auli. Atmosfera jest dość luźna w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Prowadząca ma trochę pojęcia o psychofizjologicznej (?) stronie nauki języka i umie tę wiedzę zastosować podczas prowadzenia zajęć. Poza tym 2 część kursu stawia na praktyczne wykorzystanie zdobytych umiejętności, tzn. załatwianie spraw codziennych, prezentacja, wypracowanie, wszystko po szwedzku. O ile napisać to jeszcze ujdzie, to mówienie może być pewnym wyzwaniem. Zamieściłam już kiedyś przykładowe słówka nie do wymówienia, teraz czas na całe zdanie, czyli swedish tongue twister :)
Kolejny przedmiot, statystyka. Nasłuchałam się wielu niekoniecznie napawających nadzieją rzeczy na temat statystyki od ludzi, którzy mieli przyjemność mieć do czynienia ze statystyką. Nie wiem jak u nas to się odbywa, tutaj mieliśmy wykłady. Cały tydzień wykładów, z czego piątkowe zajęcia poświęcone były na przykładowe zadania rozwiązywane (czasami to bardziej było próbowanie :P) przez prowadzącego. Jedyne, z czym mogę te zajęcia porównać to matematyka, gdzie mieliśmy ćwiczenia i okazję do własnoręcznego rozwiązania zadań na tablicy. Ale wracając do Szwecji.. zajęcia nie były tragedią, prowadzący był całkiem śmiesznym gościem, którego standardowym tekstem było "it doesn't matter, values don't matter" (to po co liczymy :D). Egzamin też do przodu, więc pewnie będę nieliczną jednostką nie mającą złego zdania o statystyce.
Przejdźmy teraz do labów. U nas na każde zajęcia jest instrukcja, której trzeba przestrzegać i z której trzeba się wywiązać w postaci raportu do oddania w terminie do 2 tygodni. Broń Boże nie oddać na czas (trochę teraz przesadzam). Tutaj, przynajmniej na przedmiocie Materials & Failure Analysis na pierwszych zajęciach dostaliśmy część od Volvo (oczywiście), która uległa zniszczeniu. Naszym zadaniem jest przeprowadzić analizę i znaleźć przyczyny i takie tam. Co kiedy i jak zrobimy to już nasza wola. Bylebyśmy na koniec napisali raport z właściwymi wnioskami. W laboratoriach też właściwie nie jesteśmy jakoś bardzo nadzorowani. O szkoleniu BHP przypomniało się prowadzącemu na 3 zajęciach (podejrzewam, że właściwie to ktoś z personelu mu przypomniał, bo nie widnieliśmy na liście osób upoważnionych i na 2 labach, gdy polerowaliśmy sobie próbki, pewna kobieta weszła do laboratorium, przez około 5 minut gapiła się na nas z nienawiścią po czym spytała, kto jest za nas odpowiedzialny i wyszła). Godziny zajęć też w sumie dość elastyczne. Jeśli sprzęt nie jest zajęty, to możemy sobie pracować cały tydzień.
Na Physics & Simulations prowadzący ma baaaardzo bardzo ludzkie podejście, jest bardziej niż świadomy różnych niedogodności, innych w czasie tych prowadzonych przez niego i nie robi problemów gdy się nie przyjdzie na sesję laboratoryjną. Byleby tylko zrobić kiedyś tam zadania te z zająć jak i te do domu. Egzamin też jest opcjonalny ;) 
Podobnie z CADem. Prowadzący wychodzą z założenia, że trochę swobody nikomu nie zaszkodzi. Byleby na koniec oddać projekt i napisać egzamin (gdzieś tam w międzyczasie był mini egzamin, który polegał na wymodelowaniu części, co dokładnie, krok po kroku zostało nam pokazane na wykładzie i mieliśmy tydzień, czy 2 na opracowanie sobie tego we własnym zakresie). Prawie możliwe by było sprostanie wyzwaniu zasugerowanemu przez mojego brata, żeby zaliczyć przedmiot nie instalując nawet programu, w którym działamy :) No i nie codzień prowadzący żegna się z tobą "see ya".
Także spoko, choć nauki samej w sobie też trochę będzie.

A teraz z innej beczki. W tym tygodniu w Jöknöping University trwa International Week. Codziennie, w każdej ze szkół studenci prezentują swój kraj, w zasadzie wszystko opiera się na przygotowaniu tradycyjnych potraw. Tak więc bez mała tydzień darmowego jedzenia.
A jedzenie było różne, z całego świata. Nie wiem czy wspominałam już o tym, ale od początku tego kwartału mam nową współlokatorkę z Botswany. Bardzo nieładnie z mojej strony by było, gdybym nie spróbowała ich potraw. Więc spróbowałam - Gonimbrasia belina. Nie było złe, dość mocno doprawione różnymi przyprawami i do tego świadomością, że jem robaczka : ) Kto by pomyślał, że w Szwecji taka okazja się trafi.

Okazało się, że studiuję w Loolz - lol










Bye!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz